Sunday, March 17, 2013

Słowa, których nie usłyszysz.


Odkąd go spotkałem, prawie całe moje życie się zmieniło. To dzięki niemu poznałem znaczenie słowa odpowiedzialność czy opiekuńczość. Nie od zawsze taki byłem, nie od zawsze potrafiłem zachowywać się tak poważnie. Ale on mnie tego nauczył, mimo że sam nie zdawał sobie z tego sprawy. Codzienne przyglądanie mu się sprawiło, że zacząłem martwić się o każdy ulotny  dzień, każdą chwilę która nam została. To dosyć skomplikowane, ale to właśnie w taki sposób odbierałem mijający czas. Nie chciałem dopuścić do siebie myśli, że to co nas łączy mogłoby się kiedyś skończyć. Blask jego oczu był mi potrzebny bardziej niż tlen. Wstawałem dla niego, oddychałem dla niego, całe moje życie kręciło się wokół jego spojrzenia. Obojętne czy było ono pełne złośliwości czy wypełniała je czułość. Przyciągał mnie każdym ruchem, czułem się jak przywiązany. Nie mogłem się oddalić chociażby na chwile bez towarzyszącego mi uczucia strachu, strachu przed upadkiem. Każde drgnięcie wskazówki zegara zadawało mi bolesne rany, jak gdyby ktoś po kolei przecinał każde miejsce mojego ciała. Dusiłem się... Dusiłem się mimo, że rozpaczliwie łapałem każdą cząstkę powietrza. Jego dłoń, której nie przestawałem trzymać, wydawała mi się tak samo ciepła jak zawsze. Byłem bliski szaleństwa. Gdybym tylko miał możliwość cofnięcia czasu... Teraz już wiem, tym razem postąpił bym inaczej, nie pozwoliłbym by do tego doszło. Za późno zrozumiałem ile dla mnie znaczy, że życie bez niego jest pozbawione wszelkiego sensu. Szare chmury brutalnie zasłoniły moje osobiste słońce by zesłać na mnie deszcz, nie burzę, zwykły deszcz. Krople wody, który już zawsze miały przypominać mi o moim błędzie.

Odrobina światła, która przedostała się przez niewielką szparę w ciasno zasłoniętych żaluzjach poraziła moje przyzwyczajone do szarości tego pomieszczenia oczy. Elektroniczny zegar stojący na szafce obok mrugał do mnie czerwonymi cyframi. Czerwonymi... Ten kolor ciągle przyprawiał mnie o szybsze bicie serca. Siedziałem w bezruchu obserwując jak rozpościera się wokół mnie, całkowicie pochłaniając. Nim zdążyłem w jakikolwiek sposób zareagować z powrotem widziałem go przed sobą.
- Masz szczęście, że nic ci się nie stało...idioto...
Delikatny uśmiech, którym mnie obdarzył na ułamek sekundy został pokonany przez przeszywającą falę bólu. Przypieczętowując tym ostatnią chwilę świadomości, nim jego bezwładne ciało osunęło się zatrzymując na mojej klatce piersiowej.
Szybkim ruchem zamachnąłem się zrzucając na podłogę przeklęty obiekt. Dopiero gdy usłyszałem odgłos pękającego szkła, rzeczywistość powróciła by zgasić swą karmazynową barwę nutą brutalnie chłodnej szarości. Zacisnąłem pięść na pachnącej krochmalem pościeli ostrożnie przesuwając wzrok na jego bladą twarz, którą niedbale otaczały pozlepiane od brudu i potu kosmyki jasno brązowych włosów. Paskudnie obdrapany policzek jedynie dotrzymywał towarzystwa głębokiemu rozcięciu jego idealnych ust. Wyglądał akt spokojnie, jak gdyby właśnie  ucinał sobie popołudniową drzemkę po zjedzonym posiłku. Oddychał spokojnie, miarowo. Z każdym wdechem podnosząc delikatnie do góry kołdrę, którą był szczelnie okryty.  Wydawałoby się, że jego rytm zrównał się z dźwiękiem leniwie skapującej kroplówki, która nie opuściła tej sali ani na moment, odkąd się tu znalazł.  Minęło już sporo czasu, a on nadal się nie wybudzał... Czekałem, czekałem tu na niego bez słowa już od 78 godzin. Nie potrzebowałem snu czy jedzenia...potrzebowałem jego. Wizja o tym, że miałbym go zostawić samego chociaż na pół minuty...Nie... nie mogłem nawet o tym myśleć. Nie byłbym w stanie rozstać się z nim nawet na moment, a co dopiero gdyby on... Poczułem jak do moich oczu napływają łzy. Bezsilność była uczuciem, którego nienawidziłem najbardziej na świecie, zaraz po sobie.
Nie odwracałem od niego wzroku, ciągle reagując na najmniejsze drgnięcie jego ciała, które mogłoby świadczyć o tym, że czuje się lepiej. Kołysałem się w takt otaczających mnie dźwięków ciągle wyczekując...
- Na miłość boską, tu jest jak w jakiejś trumnie! Jak on ma się poczuć lepiej skoro siedzisz tu w takich ciemnościach ! - nie zareagowałem na pretensje Himchan'a, który właśnie wparadował do sali od razu sięgając za żaluzje i wpuszczając do środka pełen blask wiosennego dnia. - Przyniosłem ci kawę, wypij to.
Kompletnie olałem wystawianą w moim kierunku rękę przyjaciela.
- Youngjae, przestań robić z siebie sierotę, wszyscy się martwimy. - usłyszałem głos Bang'a kładącego na szafce świeżo kupione owoce.
- No powiedz coś ! Powiedz ! Nie odzywasz się od dłuższego czasu! Wszystko w porządku ? - pytał zmartwiony brunet trzęsąc mną póki nie zareaguje.
- Hyung, przestań wrzeszczeć ! - warknąłem nabierając pierwszy raz od dłuższego czasu jakichkolwiek emocji. - To nie o mnie powinieneś się martwić.
Nie musiałem się odwracać, żeby widzieć jego minę, dotknęło go to. Wiedziałem, że pomimo uśmiechu na twarzy i wmawiania nam wszystkim, że Daehyun'owi nic nie będzie, sam przeżywał to tak samo jak ja. Byliśmy rodziną, jakkolwiek byśmy temu nie zaprzeczali.
Siedziałem dalej beznamiętnie obserwując jak poprawia łózko nieprzytomnego przyjaciela. Zawsze zachowywał się w taki sposób, dbał o nas każdego dnia, opiekował i tworzył rodzinną atmosferę. Byłem mu za to wdzięczny, tak jak wszyscy. Nawet jeśli czasem jego zachowanie zaczynało być trochę uciążliwe, ale to przez to, że tak bardzo się o nas troszczył. Wiedziałem o tym, wszyscy wiedzieliśmy. Kątem oka ciągle kontrolowałem jego ruchy. Gdy tylko skończył doprowadzać pokój do porządku, podszedł do mnie.
- Będzie dobrze - powiedział spokojnie kładąc mi rękę na ramieniu. - Jest silniejszy niż im wszystkim się wydaje.
Chciałem mu coś odpowiedzieć, okazać w jakiś sposób to jak bardzo jestem mu wdzięczny za wszystko co robi, ale nie mogłem. Tak bardzo wstydziłem spojrzeć się na któregokolwiek z nich. Bałem się tego, co mogę zobaczyć na ich twarzach. Wiedziałem, że obwiniają mnie o to co się stało, nie miałem nic na swoje usprawiedliwienie. To przeze mnie wszyscy teraz tu siedzimy, a Daehyun nie wybudził się ze śpiączki już od kilku dni... Delikatnie przyłożyłem dłoń do jego policzka i wtedy...Poczułem to.
- Jest lodowaty... - szepnąłem ledwo wydając z siebie dźwięk.
Nie czułem tego trzymając jego dłoń, ponieważ moja własna nadawała jej odpowiednie ciepło. Jednak mimo braku jakichkolwiek oznak pogorszenia stanu, ale taka była rzeczywistość. On po prostu...odchodził. Poczułem ogarniające mnie nudności i zbliżający się atak paniki.
- On jest zimny ! - wrzasnąłem powoli gładząc ręką jego twarz. - Hyung zrób coś !
- Bang idź po lekarza ! - syknął doskakując do łózka - Coś jest nie tak...
Nie minęła minuta nim lider z powrotem wbiegł do pokoju w towarzystwie naszego doktora.
Ten szybko odepchnął bruneta na bok badając puls Daehyun'a. Sądząc po jego minie nie był zbyt zadowolony z wyniku, zawołał pielęgniarkę po czym szybkim  ruchem rozpiął guziki od jego piżamy. Stałem w bezruchu nie odsuwając się nawet na chwilę, mimo nalegań siostry, która właśnie przepychała się przeze mnie chcąc podłączyć go pod sprzęt monitorujący pracę jego serca. Byłem sparaliżowany.
- Jae... - jęknął Himchan łapiąc mnie za ramię - Przeszkadzasz. Odsuń się....
Poczułem to w tym momencie, w którym puściłem jego dłoń. On odchodził...
Odchodził, a ja nie mogłem nic zrobić. Patrzyłem bezsilnie na monitor, który z każdą chwilą pokazywał coraz mniejsze krzywe. Czułem na zaciskające się na moim ramieniu do bólu, palce Bang'a. Nie mogłem zapanować nad drgawkami, które właśnie przeszywały całe moje ciało. Z każdym zanikiem akcji jego serca, stawały się coraz intensywniejsze. Trzepało mną   powoli przypominałem wodospad. Każda z nich swym gorącem boleśnie raniła moją delikatną skórę. To było nie do zniesienia. Topiłem się. Łapczywie łapiąc oddech, który odbierały mi słone krople, przecierając nic nie widzące oczy, które brutalnie pozbawiały mnie jego widoku. Akcja ratunkowa ciągle trwała, tocząc walkę o jego życie. To miała być już ostatnia bitwa w tym starciu. Ostatnia szansa, by wszystko wróciło do normy. Głęboko do moich uszu dotarł piskliwy dźwięk oznaczający przegraną. Moją własną porażkę, moją przyszłą samotność... Uczucia, których nie mogłem opisać przejęły nade mną kontrolę. Uwolniłem się z uścisku hyung'ów i odepchnąłem na bok stojącą obok łóżka pielęgniarkę.
- JUNG DAEHYUN TY IDIOTO ! - krzyknąłem nachylając się nad nim i kurczowo zacisnąłem pięści na jego rozpiętej koszuli. - OTWÓRZ TE SWOJE PRZEKLĘTE OCZY !
Poczułem ostre pociągnięcie w tył, jednak nie przestawałem. Moje łzy skapywały na jego bladą twarz odbijając się w słońcu tysiącem kolorów szarości. Szarpałem jego bezwładnym ciałem niczym lalką, nie mogłem nad tym zapanować.
- NIE MOŻESZ MNIE TU ZOSTAWIĆ SAMEGO IDIOTO - mój początkowy krzyk przemienił się w beznadziejny szloch. - MUSISZ TU WRÓCIĆ ! NIE ZOSTAWIAJ MNIE...PROSZĘ....NIE MOŻESZ....
- Youngjae - usłyszałem w dali roztrzęsiony głos lidera.
- Daehyun....- załkałem dusząc się - Ja...tak bardzo....kocham cie...
Na te ostatnie słowa zabrakło mi już sił, stały się one tylko wypełnionym pustką cichym szeptem, niesłyszalnym, dalekim. Nigdy mu tego nie powiedziałem, a teraz było już za późno. Zauważyłem jak spod jego zamkniętych powiek wypływa jedyna pojedyncza łza, zwiastująca nadejście końca, z którym nie mogłem się pogodzić. Poczułem jak tracę równowagę. Usłyszałem gdzieś w oddali pisk Himchan'a, jednak mój cały obraz zaczął się kręcić tańcząc z złowrogimi ciemnościami. Cały świat skończył się w momencie, gdy poczułem go pod sobą,a nasze twarze zasnęły przy sobie po raz ostatni. Później wszystko było już pochłonięte przez mrok...

_____________________________________________________
Szczególne podziękowania dla mojej kochanej Dongsaeng, która jednak zdecydowała się we mnie wierzyć <3 lovki mała , kekekek : *


17 comments:

  1. Jejku *0*. Wiem, że nigdy nie mówię Ci jak bardzo mi się podoba to jak piszesz, więc nadchodzi mój czas XD. Uwielbiam styl Twojego pisania, akcję które wymyślasz i wszystko inne, uważam, że jesteś w tym świetna i masz wieelki talent, nie możesz go marnować na lenistwo ~! keke. Czekam na kolejne rozdziały, zawsze będę Cie wspierała i mobilizowała do dalszego pisania <3

    ReplyDelete
    Replies
    1. Wzruszyłam się T^T. Wiesz,że Twoje zdanie jest najważniejsze dla mnie <3

      Delete
    2. Nie wiem, mam tylko taką nadzieje, jednak i tak zawsze uważałam, że masz talent i świetnie piszesz, więc od teraz zero lenistwa XD

      Delete
    3. Czy ja kiedykolwiek byłam leniwa ?

      Delete
    4. No biorąc pod uwagę to jak wiele razy zaczynałaś pisać opowiadanie i oczywiście go nie kończyłaś, to mogę tak powiedzieć XD

      Delete
  2. Świetne. <3
    Przeczytałam dwa razy, bo naprawdę mi się podoba. *U*
    Masz talent - nie spieprz tego. XDDDD

    ReplyDelete
  3. Mimo, że jakoś nigdy nie łączyłam moich kochanych chłopaków w pairingi to mega mi się spodobało! Czekam na następny rozdział!^^

    ReplyDelete
  4. Jak.. mogłaś... przez ciebie płakałam! Czekam na dalej... btw. Masz genialny styl pisania! Te opisy, te uczucia, to wszystko! Jesteś mocarna... i do tego DaeJae... <3 Czekam na dalej, czekam na dalej, czekam na dalej! No już! pisz, pisz, pisz!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Przepraszam:C Oh to bardzo miłe co mówisz, ale trochę mnie przeceniasz *rumieni się* Dzisiaj walczę z frontami polaków, ale jutro zabieram się za pisanie :3

      Delete
    2. Miałaś się wziąć za pisanie, a nie widzę nowego rozdziału od hohohoho - DAWNA! Bo się poskarżę mamie-Hime! T^T

      Delete
    3. Tak, wiem :< Ale miałam problemy małe i niestety nie mogłam się za to wziąć, ale jestem już w trakcie pisania i prawdopodobnie jutro wieczorem rozdział się ukaże :)

      Delete
    4. Kyaaa~~! Czekam, czekam, czekam~~! OmO teraz będę co 5 minut sprawdzać, czy coś jest xD

      Delete
    5. No ja sprawdzam xP Jak jakaś popaprana xP I co z tego, że mam sporo nauki - Ciii! ^.-

      Delete
  5. Wiesz.. ja... ja sie rozpłakałam.. jakim cudem to nie mam zielonego pojęcia, ale się rozpłakałam.. chciałabym wiedzieć co dalej, Dae zmarł? ale przecież nie może... T.T proszę *płaczę* ... ja go tak lubię.. tego zamachowca... T~T

    Nie no spodobało mi sie bardzo. weny proszę weny i twórz dalej !

    ReplyDelete
    Replies
    1. Hyhy może zmarł może nie >.> *droczy się* <3

      Delete
    2. Nie wolno się tak droczyć z biednymi czytelnikami, którzy czekają na ciąg dalszy!~ -.-
      Uh... chyba zaraz oszaleję z tego czekania xD Już dawno tak nie czekałam na kolejny rozdział^^

      Delete