Sunday, April 7, 2013

Lęki, które skrywamy.


Przepraszam, że tak długo ale tak jak mówiłam - były małe komplikacje. Ah, to rozdział specjalnie dla Dongsaneg <3 Speszyl for ju, żebyś poczuła się lepiej i nie zostawiała mnie więcej samą w szkole T^T. Jak ja to przeżyje ?! Jesteś okrutna :C Tak więc miłego czytania :3

Ah, i końcówka jest troszkę niedopracowana, ale już wstawiam to dzisiaj :< Bo obiecałam, że dzisiaj wstawię to wstawiam :3 Aczkolwiek nie jestem z niej zadowolona -.-
_________________________________________________________________


Leżałem skulony gdzieś na pograniczu świadomości. Sam na sam, ze swoimi myślami, z gorzkim uczuciem rozstania, które teraz pochłaniało mnie niczym mroczne otchłanie oceanu. Nie walczyłem z tym, czując jak z każdą chwilą coraz szybciej zbliżam się do dna, z którego nie ma już drogi powrotnej. W tych ciemnościach jedynym obrazem, który mnie prześladował była jego twarz. Zawiedzione oczy pełne bólu spoglądały na mnie z każdej możliwej strony, przeszywały mnie zadając ogromny ból. Nie walczyłem z nimi, miały prawo mnie prześladować. To była moja kara, część mojego wiecznego potępienia za to co zrobiłem. Za to, że przeze mnie jego już nie ma. Ciągle dryfowałem w nicości, coraz szybciej, coraz dłużej, mimo, że w tym miejscu nie występowało pojęcie uciekającego czasu. Napływające do mojej głowy obrazy wspólnie spędzonych chwil stawały się coraz bardziej intensywniejsze, rozpraszały mrok mojego schronienia. Widziałem nas...śmiejących się... Nie zwracających uwagi na mijające dni, których tak niewiele dostaliśmy. Zbyt mało by się nimi nacieszyć. Czułem jak na moich policzkach rysują się kolejne szlaki wytyczone przez łzy.
- Youngjae.... - usłyszałem jego głos, który każdą wypowiedzianą sylabą zadawał mi kolejne ciosy. - Youngjae...
 Zacisnąłem oczy starając powstrzymać od dalszego płaczu.
- Nie zostawiaj mnie...- szepnąłem mimowolnie drżącym głosem.
- O czym ty mówisz ? - roześmiał się. - Otwórz oczy idioto.
Nim zdążyłem przeanalizować te słowa, dobiegł mnie dźwięk głośnego śmiechu...kilku osób.
Odruchowo poderwałem się i...zobaczyłem twarze całego zespołu wpatrujące się we mnie z rozbawieniem. Skierowałem swój wzrok w stronę łóżka, o które się opierałem.
Siedział tam, cały i zdrowy. No może nie licząc kilku szpetnych zadrapań, które zdobiły jego twarz. Przyglądałem mu się przez dłuższą chwilę analizując ostatnie wydarzenia.
- Sen...- odetchnąłem wstając. - Tylko sen..
Wyszedłem szybko, nim ktokolwiek z nich zdążył zareagować. Szedłem sztywno przed siebie szybkim krokiem obijając się o ludzi spacerujących korytarzem. Wiedziałem, że większość obraca się i posyła mi złowrogie spojrzenia, ale nie dbałem o to. Rozluźniłem się dopiero wtedy, gdy zamknęły się za mną drzwi od męskiej ubikacji. Na całe szczęście nikogo w nim nie było. Podszedłem do umywalki zanurzając twarz w lodowato zimnej wodzie.
- Zły sen, to był tylko zły sen - spojrzałem w lustro przyglądając się sobie dokładnie.
W końcu dotąd kontrolowane emocje doszły do mnie sprawiając ze ugięły się pode mną kolana. Zatoczyłem się zsuwając po najbliższej ścianie. Oddychałem szybko czując ogarniający mnie gorąc.
- Co to do cholery było ? - zapytałem sam siebie opuszczając bezwładnie ręce na podłogę.
Skierowałem wzrok w stronę nadal odkręconego kranu, którego niektóre krople odbijały się i zlatywały prosto na mnie studząc tym przyjemnie moje rozgrzane ciało. Zacisnąłem nerwowo powieki dopuszczając do siebie obrazy z niedawno wyśnionego koszmaru. Wszystkie uczucia, które mi w nim towarzyszyły powróciły do mnie przypominając o tym co się stało. O tym co poczułem. Słowa, które wypowiedziałem... Nie, to nie mogła być prawda. Nie czuje nic do niego, nic co jest związane z czymś większym niż przyjaźń....więc dlaczego ? Spojrzałem na swoją dłoń, nadal czułem na niej jego dotyk. Ciepło jego własnej ręki, chude palce bezwładnie układające się w moim uścisku, to wszystko było tak żywe i obecne, jakbym ciągle trwał w tym stanie. Nie mogłem zrozumieć, nie byłem w stanie tego pojąć. Do tej pory wydawało mi się, że to co nas łączy to tylko przyjaźń.  Przyjaźń taka jak wśród innych członków zespołu.
- Nie,nie, nie ! - krzyknąłem uderzając się w twarz. - Sen, zwyczajny sen. Reaguję tak bo dopiero co się obudziłem ! Tak, zdecydowanie to dlatego ! Dodatkowo to przeze mnie jest w szpitalu więc czuję się winny, nic więcej. - przytakiwałem sobie z uśmiechem.
Zerwałem się na nogi i podszedłem z powrotem do lusterka powtarzając wszystko jeszcze raz na głos. Zacząłem nucić pierwszą lepszą piosenkę dokładnie myjąc ręce.
- Chłopcze, co ty tu robisz ? - dobiegł mnie głos starszego mężczyzny, który właśnie stanął w drzwiach. - To ubikacja dla personelu.
- Ja...eee...Przepraszam, źle spojrzałem. - ukłoniłem się i minąłem go zbiegając po schodach na dół.
No tak, nie powinienem schodzić. Sala Dae jest na drugim piętrze, ale głupio było mi przez tego woźnego. Okrążyłem szpital dookoła by wejść po drugiej  stronie z powrotem na dobre piętro. Egrh, musiałem nadrobić taki kawał drogi przez jakiegoś woźnego. No w sumie to przez siebie, ale zawsze lepiej zwalić na kogoś. W zasadzie taki spacer dobrze mi zrobił, uspokoiłem się i teraz mogłem śmiało stwierdzić, że wszystko jest tak jak dawniej.
- Oppa ! - dobiegł mnie dziecięcy szloch.
- Hm ? - Obróciłem się  dostrzegając małą dziewczynkę jedną ręką trzymającą pluszowego misia, który ubrany był  identycznie  jak ona. - Zgubiłaś się ?
Przytaknęła głową wycierając twarz o rękaw.
- Hej - kucnąłem przy niej targając włosy - Nie martw się, zaraz znajdziemy twoich rodziców.
Rozejrzałem się wokół, ale korytarz był dosyć zatłoczony. Zresztą nawet nie wiedziałem jak wyglądają jej opiekunowie.
- Jak masz na imię ? - spytałem.
- Jiyeon.
- To bardzo śliczne imię. No dobra, zacznijmy poszukiwania - uśmiechnąłem się do niej. - Wskakuj na barana.
Spojrzała na mnie zaszklonym wzrokiem delikatnie unosząc kąciki warg w górę. Poczułem jak wdrapuje się na moje ramiona, kładąc na mojej głowie swojego pluszaka. Jedna z jego nóg obijała się o mój nos.
- Choco też będzie szukał - odparła zanim zdążyłem zaprotestować.
- Dobra, dobra. Chodźmy ! - złapałem jej maleńkie nóżki żeby upewnić się, że mi nie spadnie. - Jeśli ich zobaczysz to powiedz, dobrze ?
- Uhum.
Kręciliśmy się po całym szpitalu przyglądając się uważnie każdemu mijającemu nas człowiekowi. Jiyeon jednak w nikim nie rozpoznawała swoich rodziców, ale przynajmniej przestała już płakać. Odnosiłem nawet wrażenie, że podobało jej się podróżowanie w ten sposób. Na całe szczęście jako dziecko nie ważyła zbyt wiele. Błąkaliśmy się ciągle przechodząc po tych samych korytarzach, jednak bez skutku. Stanąłem na chwilę słysząc dziwny dźwięk dochodzący tuż zza mojego ucha.
- Oppa, jestem głodna ! - żachnęła się.
- Na dole jest kawiarnia - przypomniałem sobie - Oppa kupi ci coś dobrego.
- Jupi - pisnęła.
Zeszliśmy na sam dół i weszliśmy do jasnego pomieszczenia wypełnionego słodkim zapachem. Podeszliśmy do lady, gdzie powitała nas miła ekspedientka.
- No, co chcesz do jedzenia ? - zapytałem.
- Ummm - zamyśliła się. - To !
Wystawiła palec znad mojej głowy pokazując kobiecie czekoladowy sernik.
Parsknąłem ze śmiechu. Na tyle pysznych ciast, akurat to. Skąd ja to znam.
Łaskawie zeszła z moich barków dopiero w chwili gdy położyłem talerzyk z jej posiłkiem na drewnianym stoliku. Przyglądałem się jak łapczywie go pochłania, brudząc całą swoją twarz czekoladą.
- Oppa, dlaczego jesteś w szpitalu ? Jesteś chory ? - spytała gdy skończyła jeść.
- Nie. Mój przyjaciel tu jest. - odparłem pociągając łyk gorącej czekolady.
- Dlaczego ? - przyciągnęła do siebie swój napój.
- Miał wypadek...przeze mnie.
- Przez Oppe ? - spojrzała na mnie badawczo.
Przytaknąłem podając jej serwetkę by się wytarła.
- Dlaczego przez Oppe ? - zignorowała mnie.
- Uratował mnie samemu się raniąc. - westchnąłem.
- Więc Oppa nie jest winny. Ten przyjaciel musi lubić Oppe. - uśmiechnęła się. - Oppa jest bardzo dobrym człowiekiem, przyjaciel też to wie.
Pierwszy raz od początku naszej rozmowy jej twarz się rozchmurzyła.
- A ty dlaczego tu jesteś ? - zmieniłem temat odwzajemniając jej uśmiech.
- Czekam.
- Czekasz ?
- Uhum - odparła.
- Na kogo ?
- Na mamę.
- A gdzie jest twoja mama ? - martwiłem się, że coś mogło jej się stać skoro zostawiła dziecko same sobie.
- Mama powiedziała że zaraz wróci i poszła do jakiegoś pokoju. A ja się zgubiłam. - do jej oczu znowu napłynęły łzy.
- Nie płacz - pogłaskałem ją. - Pamiętasz jaki to był pokój ?
- 307 - westchnęła.
- Przez cały ten czas pamiętałaś numer i mi nie powiedziałaś ? - żachnąłem się. - Gdybyś mi powiedziała to od razu byśmy tam poszli.
- Oppa wie gdzie to jest ? - podskoczyła uradowana.
- Oczywiście, to na końcu korytarza, w którym... zaraz. Mama kazała ci czekać pod tym pokojem ?
- Tak.
- Więc dlaczego płakałaś, że się zgubiłaś skoro stałaś dokładnie pod nim ?
- Bo drzwi się zamknęły i nie widziałam mamy.
Dopiero teraz doszła do mnie ta informacja.
- O BOŻE PORWAŁEM DZIECKO ! - krzyknąłem łapiąc się za głowę. - Musimy tam szybko wrócić, twoja mama pewnie już wyszła i martwi się, że cię nie ma.
Pozwoliłem jej z powrotem wejść na moje barana i ruszyłem szybko w stronę schodów.
Jestem debilem, mogłem zapytać się o to na samym początku, a nie łazić jak ostatni kretyn po całym szpitalu. Jej mama pewnie teraz odchodziła od zmysłów, zastanawiając się co się stało z jej dzieckiem. Szybko wbiegłem na górę dostając się na ten sam korytarz, na którym znajdował się wskazany przez nią pokój...I pokój Daehyun'a. Dostałem się pod numer drzwi matki dziewczynki i pociągnąłem za klamkę. Był zamknięty. Cholera, i co teraz ? Zmusiłem się do wytężenia wszystkich szarych komórek, które miałem.
- Telefon - syknąłem kierując się z powrotem do pominiętego pokoju. Wtargnąłem szybko zauważając, że reszty zespołu już w nim nie było. Został tylko on.
- Jae, gdzie ty byłeś tak długo ? - warknął na mnie odrywając się od jedzenia.
- Dae, telefon ! Zadzwoń do pielęgniarek. Porwałem dziecko !
- CO ZROBIŁEŚ ? - spojrzał na mnie otwierając szerzej swoje oczy.
- To długa historia. Powiedz, że znalazłem dziecko, które szuka mamy. Nazywa się Jiyeon.
Słuchałem jak rozmawia z pielęgniarką przez specjalny szpitalny przyrząd, coś a la komórka, czy coś takiego.
- Jej mama zaraz tu będzie, czekała na małą na recepcji. - odparł siadając wygodnie.
- Więc to ty jesteś przyjacielem, o którego martwi się Oppa ? To ty go uratowałeś ? - spytała Jiyeon wskakując na łózko, na którym siedział.
- Hym ? - zdziwił się.
- Jesteś przystojniejszy niż Oppa. - odparła wesoło.
- Oh ? Zauważyłaś to ? - roześmiał się głaszcząc ją po włosach wyraźnie rozbawiony.
- Zdrajczyni - syknąłem w jej stronę. Uśmiechnęła się wystawiając mi język.
- Jiyeon ! - do pokoju weszła wysoka brunetka.
- Mama ! - wrzasnęła dziewczynka rzucając się jej na szyję.
- Dlaczego nie czekałaś tam gdzie ci kazałam ?!
- Zgubiłam się, Oppa kupił mi jedzenie i przyprowadził. - opowiedziała.
- Oh, więc to tak. - zamyśliła się. - Dziękuję wam bardzo za poinformowanie mnie o tym gdzie jest.
- Nie, nie, nic nie szkodzi - uśmiechnąłem się drapiąc po głowie.
- Oppa ! - zbliżyła się do mnie Jiyeon pokazując mi ręką bym się zniżył.
- Tak ? - spytałem kucając.
- Nie przejmuj się, twój przyjaciel też jest dobry. Nie będzie cię obwiniał.
- Aigoo. Nie powinnaś mówić takich rzeczy. - uciszyłem ją.
- Dziękuję Oppa - pocałowała mnie w policzek i uciekła chowając się za mamą.
Odprowadziłem obie wzrokiem dopóki nie zamknęły się za nimi drzwi.
- Ya, Youngjae. - odezwał się przerywając niezręczną ciszę - Nie zawracaj sobie tym więcej głowy.
- Po jaką cholerę za mną poszedłeś ? - warknąłem. - Kto ci kazał ?
- Chciałem mieć wolne od treningów, to wszystko. Nie szukaj w tym swojej winy - odparł spoglądając w okno.
- Też mi odpowiedź - prychnąłem wściekły.
- Jae... - zaczął - Co ci się śniło ?
- Hę ?Nic takiego. - spojrzałem w okno - A co ?
- Mówiłeś przez sen - wyszczerzył zęby w szyderczym uśmiechu.
- Mówiłem ? - przełknąłem ślinę. - Co mówiłem ?
- Dużo ciekawych rzeczy. - roześmiał się. - Przez ciebie cała ręka mi zdrętwiała.
- Co powiedziałem Daehyun ? - warknąłem na niego czując jak oblewa mnie zimny pot. To niemożliwe, żeby cokolwiek usłyszał. Jeśli tylko to by się stało, musiałbym uciec na inną planetę. Najlepiej na Mato, może tam mógłbym zachować twarz. Serce waliło mi coraz bardziej, wyczekując odpowiedzi, która mogłaby skreślić wszystko.
- Ahhh, jestem śpiący - przeciągnął się teatralnie - Dobranoc Jae.
- Nawet mnie nie denerwuj ! Co powiedziałem ?
- Nie martw się, nie zostawię cię. - odparł ziewając.
- Dae ! Nie udawaj, że śpisz ! Słyszysz ?
Jedyną odpowiedzią jaką dostałem był odgłos chrapania.
Przeklęty Jung Daehyun....

Sunday, March 17, 2013

Słowa, których nie usłyszysz.


Odkąd go spotkałem, prawie całe moje życie się zmieniło. To dzięki niemu poznałem znaczenie słowa odpowiedzialność czy opiekuńczość. Nie od zawsze taki byłem, nie od zawsze potrafiłem zachowywać się tak poważnie. Ale on mnie tego nauczył, mimo że sam nie zdawał sobie z tego sprawy. Codzienne przyglądanie mu się sprawiło, że zacząłem martwić się o każdy ulotny  dzień, każdą chwilę która nam została. To dosyć skomplikowane, ale to właśnie w taki sposób odbierałem mijający czas. Nie chciałem dopuścić do siebie myśli, że to co nas łączy mogłoby się kiedyś skończyć. Blask jego oczu był mi potrzebny bardziej niż tlen. Wstawałem dla niego, oddychałem dla niego, całe moje życie kręciło się wokół jego spojrzenia. Obojętne czy było ono pełne złośliwości czy wypełniała je czułość. Przyciągał mnie każdym ruchem, czułem się jak przywiązany. Nie mogłem się oddalić chociażby na chwile bez towarzyszącego mi uczucia strachu, strachu przed upadkiem. Każde drgnięcie wskazówki zegara zadawało mi bolesne rany, jak gdyby ktoś po kolei przecinał każde miejsce mojego ciała. Dusiłem się... Dusiłem się mimo, że rozpaczliwie łapałem każdą cząstkę powietrza. Jego dłoń, której nie przestawałem trzymać, wydawała mi się tak samo ciepła jak zawsze. Byłem bliski szaleństwa. Gdybym tylko miał możliwość cofnięcia czasu... Teraz już wiem, tym razem postąpił bym inaczej, nie pozwoliłbym by do tego doszło. Za późno zrozumiałem ile dla mnie znaczy, że życie bez niego jest pozbawione wszelkiego sensu. Szare chmury brutalnie zasłoniły moje osobiste słońce by zesłać na mnie deszcz, nie burzę, zwykły deszcz. Krople wody, który już zawsze miały przypominać mi o moim błędzie.

Odrobina światła, która przedostała się przez niewielką szparę w ciasno zasłoniętych żaluzjach poraziła moje przyzwyczajone do szarości tego pomieszczenia oczy. Elektroniczny zegar stojący na szafce obok mrugał do mnie czerwonymi cyframi. Czerwonymi... Ten kolor ciągle przyprawiał mnie o szybsze bicie serca. Siedziałem w bezruchu obserwując jak rozpościera się wokół mnie, całkowicie pochłaniając. Nim zdążyłem w jakikolwiek sposób zareagować z powrotem widziałem go przed sobą.
- Masz szczęście, że nic ci się nie stało...idioto...
Delikatny uśmiech, którym mnie obdarzył na ułamek sekundy został pokonany przez przeszywającą falę bólu. Przypieczętowując tym ostatnią chwilę świadomości, nim jego bezwładne ciało osunęło się zatrzymując na mojej klatce piersiowej.
Szybkim ruchem zamachnąłem się zrzucając na podłogę przeklęty obiekt. Dopiero gdy usłyszałem odgłos pękającego szkła, rzeczywistość powróciła by zgasić swą karmazynową barwę nutą brutalnie chłodnej szarości. Zacisnąłem pięść na pachnącej krochmalem pościeli ostrożnie przesuwając wzrok na jego bladą twarz, którą niedbale otaczały pozlepiane od brudu i potu kosmyki jasno brązowych włosów. Paskudnie obdrapany policzek jedynie dotrzymywał towarzystwa głębokiemu rozcięciu jego idealnych ust. Wyglądał akt spokojnie, jak gdyby właśnie  ucinał sobie popołudniową drzemkę po zjedzonym posiłku. Oddychał spokojnie, miarowo. Z każdym wdechem podnosząc delikatnie do góry kołdrę, którą był szczelnie okryty.  Wydawałoby się, że jego rytm zrównał się z dźwiękiem leniwie skapującej kroplówki, która nie opuściła tej sali ani na moment, odkąd się tu znalazł.  Minęło już sporo czasu, a on nadal się nie wybudzał... Czekałem, czekałem tu na niego bez słowa już od 78 godzin. Nie potrzebowałem snu czy jedzenia...potrzebowałem jego. Wizja o tym, że miałbym go zostawić samego chociaż na pół minuty...Nie... nie mogłem nawet o tym myśleć. Nie byłbym w stanie rozstać się z nim nawet na moment, a co dopiero gdyby on... Poczułem jak do moich oczu napływają łzy. Bezsilność była uczuciem, którego nienawidziłem najbardziej na świecie, zaraz po sobie.
Nie odwracałem od niego wzroku, ciągle reagując na najmniejsze drgnięcie jego ciała, które mogłoby świadczyć o tym, że czuje się lepiej. Kołysałem się w takt otaczających mnie dźwięków ciągle wyczekując...
- Na miłość boską, tu jest jak w jakiejś trumnie! Jak on ma się poczuć lepiej skoro siedzisz tu w takich ciemnościach ! - nie zareagowałem na pretensje Himchan'a, który właśnie wparadował do sali od razu sięgając za żaluzje i wpuszczając do środka pełen blask wiosennego dnia. - Przyniosłem ci kawę, wypij to.
Kompletnie olałem wystawianą w moim kierunku rękę przyjaciela.
- Youngjae, przestań robić z siebie sierotę, wszyscy się martwimy. - usłyszałem głos Bang'a kładącego na szafce świeżo kupione owoce.
- No powiedz coś ! Powiedz ! Nie odzywasz się od dłuższego czasu! Wszystko w porządku ? - pytał zmartwiony brunet trzęsąc mną póki nie zareaguje.
- Hyung, przestań wrzeszczeć ! - warknąłem nabierając pierwszy raz od dłuższego czasu jakichkolwiek emocji. - To nie o mnie powinieneś się martwić.
Nie musiałem się odwracać, żeby widzieć jego minę, dotknęło go to. Wiedziałem, że pomimo uśmiechu na twarzy i wmawiania nam wszystkim, że Daehyun'owi nic nie będzie, sam przeżywał to tak samo jak ja. Byliśmy rodziną, jakkolwiek byśmy temu nie zaprzeczali.
Siedziałem dalej beznamiętnie obserwując jak poprawia łózko nieprzytomnego przyjaciela. Zawsze zachowywał się w taki sposób, dbał o nas każdego dnia, opiekował i tworzył rodzinną atmosferę. Byłem mu za to wdzięczny, tak jak wszyscy. Nawet jeśli czasem jego zachowanie zaczynało być trochę uciążliwe, ale to przez to, że tak bardzo się o nas troszczył. Wiedziałem o tym, wszyscy wiedzieliśmy. Kątem oka ciągle kontrolowałem jego ruchy. Gdy tylko skończył doprowadzać pokój do porządku, podszedł do mnie.
- Będzie dobrze - powiedział spokojnie kładąc mi rękę na ramieniu. - Jest silniejszy niż im wszystkim się wydaje.
Chciałem mu coś odpowiedzieć, okazać w jakiś sposób to jak bardzo jestem mu wdzięczny za wszystko co robi, ale nie mogłem. Tak bardzo wstydziłem spojrzeć się na któregokolwiek z nich. Bałem się tego, co mogę zobaczyć na ich twarzach. Wiedziałem, że obwiniają mnie o to co się stało, nie miałem nic na swoje usprawiedliwienie. To przeze mnie wszyscy teraz tu siedzimy, a Daehyun nie wybudził się ze śpiączki już od kilku dni... Delikatnie przyłożyłem dłoń do jego policzka i wtedy...Poczułem to.
- Jest lodowaty... - szepnąłem ledwo wydając z siebie dźwięk.
Nie czułem tego trzymając jego dłoń, ponieważ moja własna nadawała jej odpowiednie ciepło. Jednak mimo braku jakichkolwiek oznak pogorszenia stanu, ale taka była rzeczywistość. On po prostu...odchodził. Poczułem ogarniające mnie nudności i zbliżający się atak paniki.
- On jest zimny ! - wrzasnąłem powoli gładząc ręką jego twarz. - Hyung zrób coś !
- Bang idź po lekarza ! - syknął doskakując do łózka - Coś jest nie tak...
Nie minęła minuta nim lider z powrotem wbiegł do pokoju w towarzystwie naszego doktora.
Ten szybko odepchnął bruneta na bok badając puls Daehyun'a. Sądząc po jego minie nie był zbyt zadowolony z wyniku, zawołał pielęgniarkę po czym szybkim  ruchem rozpiął guziki od jego piżamy. Stałem w bezruchu nie odsuwając się nawet na chwilę, mimo nalegań siostry, która właśnie przepychała się przeze mnie chcąc podłączyć go pod sprzęt monitorujący pracę jego serca. Byłem sparaliżowany.
- Jae... - jęknął Himchan łapiąc mnie za ramię - Przeszkadzasz. Odsuń się....
Poczułem to w tym momencie, w którym puściłem jego dłoń. On odchodził...
Odchodził, a ja nie mogłem nic zrobić. Patrzyłem bezsilnie na monitor, który z każdą chwilą pokazywał coraz mniejsze krzywe. Czułem na zaciskające się na moim ramieniu do bólu, palce Bang'a. Nie mogłem zapanować nad drgawkami, które właśnie przeszywały całe moje ciało. Z każdym zanikiem akcji jego serca, stawały się coraz intensywniejsze. Trzepało mną   powoli przypominałem wodospad. Każda z nich swym gorącem boleśnie raniła moją delikatną skórę. To było nie do zniesienia. Topiłem się. Łapczywie łapiąc oddech, który odbierały mi słone krople, przecierając nic nie widzące oczy, które brutalnie pozbawiały mnie jego widoku. Akcja ratunkowa ciągle trwała, tocząc walkę o jego życie. To miała być już ostatnia bitwa w tym starciu. Ostatnia szansa, by wszystko wróciło do normy. Głęboko do moich uszu dotarł piskliwy dźwięk oznaczający przegraną. Moją własną porażkę, moją przyszłą samotność... Uczucia, których nie mogłem opisać przejęły nade mną kontrolę. Uwolniłem się z uścisku hyung'ów i odepchnąłem na bok stojącą obok łóżka pielęgniarkę.
- JUNG DAEHYUN TY IDIOTO ! - krzyknąłem nachylając się nad nim i kurczowo zacisnąłem pięści na jego rozpiętej koszuli. - OTWÓRZ TE SWOJE PRZEKLĘTE OCZY !
Poczułem ostre pociągnięcie w tył, jednak nie przestawałem. Moje łzy skapywały na jego bladą twarz odbijając się w słońcu tysiącem kolorów szarości. Szarpałem jego bezwładnym ciałem niczym lalką, nie mogłem nad tym zapanować.
- NIE MOŻESZ MNIE TU ZOSTAWIĆ SAMEGO IDIOTO - mój początkowy krzyk przemienił się w beznadziejny szloch. - MUSISZ TU WRÓCIĆ ! NIE ZOSTAWIAJ MNIE...PROSZĘ....NIE MOŻESZ....
- Youngjae - usłyszałem w dali roztrzęsiony głos lidera.
- Daehyun....- załkałem dusząc się - Ja...tak bardzo....kocham cie...
Na te ostatnie słowa zabrakło mi już sił, stały się one tylko wypełnionym pustką cichym szeptem, niesłyszalnym, dalekim. Nigdy mu tego nie powiedziałem, a teraz było już za późno. Zauważyłem jak spod jego zamkniętych powiek wypływa jedyna pojedyncza łza, zwiastująca nadejście końca, z którym nie mogłem się pogodzić. Poczułem jak tracę równowagę. Usłyszałem gdzieś w oddali pisk Himchan'a, jednak mój cały obraz zaczął się kręcić tańcząc z złowrogimi ciemnościami. Cały świat skończył się w momencie, gdy poczułem go pod sobą,a nasze twarze zasnęły przy sobie po raz ostatni. Później wszystko było już pochłonięte przez mrok...

_____________________________________________________
Szczególne podziękowania dla mojej kochanej Dongsaeng, która jednak zdecydowała się we mnie wierzyć <3 lovki mała , kekekek : *


Sunday, March 10, 2013

Prolog: Znam cię lepiej niż samego siebie.


No gdzie on jest ?! - rozpaczliwie wyrzucałem z szafek wszystko co tylko wpadło mi do rąk. Fakt, że nasz pokój powoli zamieniał się w jeden wielki, ogromny śmietnik ani na chwilę nie przerwał mojego szaleńczego poszukiwania zguby.
- Cholera by to wzięła ! - kopnąłem w pierwszą lepszą stertę leżącą na podłodze, całkowicie nie zauważając, że w jej wnętrzu znajdował się jakiś karton z czymś wyjątkowo twardym - Auć !
Wciąż masując bolącą nogę podczołgałem się do stojącej obok sofy.
- Przestań się tak drzeć Youngjae ! - dobiegł mnie głos przyjaciela.
- Daehyun, nie widziałeś mojego iPada ?
Byłem załamany, dopiero co go kupiłem - jeszcze pachniał nowością. Sama myśl o stracie tak dobrego, a zarazem kosztownego przyjaciela wywoływała u mnie nagle pieczenie oczu. Podszedłem pod drzwi łazienki.
- Dae! Był na kanapie, musiałeś go gdzieś przełożyć ! - jęczałem - Słyszysz mnie ?!
- Youngjae, do jasnej cholery, pilnuj swoich zabawek i przestań tu sterczeć. Trochę prywatności !
No tak, miał trochę racji. Stanie pod drzwiami do łazienki w momencie gdy ktoś załatwia swoje potrzeby musi być odrobinę krępujące. Tym bardziej, że siedzi tam już dobre kilka godzin. Zaraz... Kto normalny spędza tyle czasu w kiblu ?!
- JUNG DAEHYUN ! W tej chwili masz wpuścić mnie do środka ! - wrzasnąłem szarpiąc za klamkę od zamkniętego pomieszczenia, które jak się okazało, wcale nie było zamknięte.
- Ty...! - warknąłem czując, że zaraz eksploduje podczas gdy on, jak gdyby nigdy nic, leżał sobie wygodnie w wannie z poduszką pod głową, trzymając w rękach moją zgubę.
- Oddaj mi to, w tej chwili !
- Oh, to tego szukałeś ? - zrobił zdziwioną minę. - Widzisz, całe szczęście, że się znalazło...Już się martwiłem, że wkradł nam się tu jakiś złodziej czy coś...
W jednej chwili wyskoczył i wsadził mi do rąk białego iPada.
- Zaraz będzie kolacja, więc na twoim miejscu bym tu szybko posprzątał. - dodał mijając mnie i wychodząc.
- Nie wymigasz się kolacją której nie ma Dae ! - rzuciłem się w jego stronę.
- 3...2...1... - zaczął z rozbawieniem odliczać.
- Chłopaki! Chodźcie, gotowe ! - ubiegł mnie głos Himchana nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć.
- O widzisz ? - uśmiechnął się uroczo - Rozchmurz się Jae, przecież jesteśmy przyjaciółmi.
W myślach widziałem jego przeklęty, szyderczy wyraz twarzy gdy znikał w progu. Zacisnąłem pięści na jeszcze ciepłym od dotyku dłoni blondyna urządzeniu. Spojrzałem z ciekawości co zajmowało mu tyle czasu. Na ekranie widniał komunikat :
"Cookie Ninja : Gratulacje, przeszedłeś wszystkie poziomy gry."
Ten przeklęty człowiek, co on ma z tym jedzeniem. Roześmiałem się na samą myśl o tym, jak głodny musiał być grając w tą grę. Rozchmurzony ruszyłem w stronę kuchni całkowicie zapominając o całym tym bałaganie.
- Auć ! - jęknąłem gdy ujechałem na stercie ubrań i przewróciłem się z hukiem na podłogę.
- DAEHYUN ! Wróć się tutaj w tej chwili i pomóż mi to posprzątać do jasnej cholery !
- Youngjae, na litość boską nie krzycz tak... - Himchan stanął w progu naszego pokoju -OH MY GOD ! Co tu się stało ?! Posprzątaj tu !
- Jae ! - usłyszałem głos Dae gdy brunet wrócił z powrotem do kuchni - Zjem twoją porcję, dobrze ? Sprzątanie trochę ci zajmie, a na zimno to już nie będzie smakować tak dobrze.
- Ty podstępny... ! - z żądzą mordu ruszyłem w kierunku jadalni.
- Żartuje. - roześmiał się przechwytując mnie w drzwiach i  wkładając mi słodką kluskę do ust - Przecież ci pomogę, bo znając ciebie zajmie ci to cała noc.
Patrzyłem na niego zaskoczony podczas gdy on subtelnie zlizywał resztki sosu ze swoich palców.
- Um - przełknąłem resztki jedzenia - Dzięki.
- No to do roboty ! - zawołał wesoło - Najpierw zajmij się tymi ubraniami, trzeba je poskładać, a brudne zanieść do łazienki, resztę powkładaj z powrotem do szafy, a jak już to robisz, to ułóż je kolorami, będzie łatwiej coś znaleźć. A co do reszty... odłóż je na swoje miejsce.
- A ty ? - spojrzałem na niego niepewnie, gdy ułożył się wygodnie na sofie z talerzem klusek na brzuchu.
- Ja ? Ja będę nadzorował. No dalej ! - klasnął kilka razy w dłonie pośpieszając mnie.
- Jesteś niemożliwy - westchnąłem kucając.
Roześmiał się  tylko biorąc kolejnego gryza.
- Wiesz Jae, nudna była ta gra. - westchnął obracając się na bok.
- Też mi coś - syknąłem. - Nikt nie kazał ci w nią grać.
- Taa, coś w tym jest.



- Dobra, posprzątane ! - odetchnąłem z ulgą po jakimś czasie.
Spojrzałem na niego chcąc upewnić się czy taki porządek spełnia jego oczekiwania i nagle wyjaśniło się, czemu od dłuższej chwili nie wywiązywał się ze swojej pracy nadzorczej. Najnormalniej w świecie zasnął.
- Boże, naprawdę jak małe dziecko - westchnąłem nakrywając go kocem.
Już miałem odejść, gdy nagle jego maska z cichym szelestem upadła na podłogę. Schyliłem się po nią i na chwilę nachyliłem się nad nim,żeby mu się dokładnie przyjrzeć. To niewiarygodne. Gdy spał, wyglądał tak niewinnie... aż zbyt niewinnie jak na tak wrednego człowieka. Leżał spokojnie oddychając przez lekko rozchylone, pełne usta. Biło od niego wyjątkowe ciepło, które tak doskonale ukrywał przed innymi, a przynajmniej tak mu się zdawało. Znałem go lepiej niż ktokolwiek z zespołu przez co wiedziałem, że pod tą maską chama, tak naprawdę znajduje się jedna z najbardziej uczuciowych osób jakie chodzą po ziemi.
Zresztą nie raz to udowodnił. Najwięcej chyba zdradzają te jego czujne oczy, które stale kontrolują ruchy każdego z nas, by w razie czego od razu wyczuć jeśli któreś z nas ma gorszy dzień. Pod tym względem przypomina Himchana, tylko, że wszystko robi w swój dziwny, pokręcony sposób.
Ale ja wiem Daehyun....Znam cię lepiej niż samego siebie...

Annyeong !

Ashh, w końcu ! *0*
Olewając olbrzymią ilość podjętych prób założenia bloga, w końcu się udało ! 
I pierwszy raz nie odpadłam po bawieniu się z szablonem, przez co jestem z siebie dumna, kekeke. 
Na blogu będzie się pojawiać moje opowiadanie YAOI  - " It's all lies...".
Zapraszam wszystkich do czytania i komentowania i przede wszystkim wytykania błędów, kekeke. To chyba najważniejsza rzecz. 
" Będę się starać pisząc to opowiadanie ! "
Obietnica speszyl dla mojej dongsaeng, która nigdy we mnie nie wierzy (:<) jeśli chodzi o pisanie przeze mnie czegokolwiek. :C 

~ HWAITING !